Aktualności OCZY I USZY GDYNI: Ekonomja panny Bulak
***Uwaga! Poniższy tekst przeznaczony jest dla osób pełnoletnich. Pragniemy zaznaczyć, że przedstawione w cyklu teksty pochodzą z lat 30. XX wieku i w wielu przypadkach stoją w sprzeczności z dzisiejszymi standardami oraz wyznawanymi przez nas wartościami. Biorąc jednak pod uwagę kontekst historyczny, są interesującym źródłem wiedzy o przeszłości miasta oraz o postrzeganiu rzeczywistości przez społeczeństwo w tamtym okresie.***
Biblioteka Gdynia zaprasza na ósme wydanie cyklu historycznego Oczy i uszy Gdyni, w którym prezentujemy wybrane teksty z wydawanego w drugiej połowie lat 30. XX wieku gdyńskiego tygodnika Torpeda. Artykuły zawierają opisy prawdziwych wydarzeń w humorystycznej, fabularyzowanej formie.
Poprzednie wydanie Oczu i uszu Gdyni zatytułowane U progu szczęścia to historia Pana Henryka Afeltowicza z Orłowa, którego niezaspokojone zamiłowanie do ładnych mebli zawiodło wprost za kratki. Ósma część, czyli Ekonomja panny Bulak, to historia dramatyczna, choć utrzymana w zabawnej konwencji. Jej bohaterką jest Monika Bulakówna, starzejąca się, gdyńska prostytutka, która ze względu na rosnącą konkurencję, a co za tym idzie brak klientów, zdecydowała się na desperacki czyn, który przypłaciła utratą wolności.
Zbiorem i opracowaniem tekstów zajął się Krzysztof Chalimoniuk – doktor nauk humanistycznych, historyk i bibliotekarz. Znany z naszego facebookowego cyklu Z archiwum Biblioteki Wiedzy, w którym prezentowaliśmy archiwalne artykuły z dostępnej w naszych zbiorach międzywojennej prasy, oraz z prowadzenia licznych prelekcji w bibliotece, poświęconych m.in. historii Gdyni i gdyńskiego portu.
Panna Monika Bulakówna przed laty w zamierzchłych czasach swego rzeczywistego panieństwa doznała miłosnego zawodu. Ten fakt podziałał na nią dość głęboko i panna Bulak na stałe obrała właśnie zawód miłosny, czyli w języku urzędowym poczęła traktować miłość zawodowo. Mijały lata. Zmieniało się oblicze Gdyni. Zmieniało się niestety, również oblicze panny Bulak.
Kiedyś naturalne jej wdzięki były dużą atrakcją na ulicy Portowej i niejeden marynarz zagraniczny wywoził długotrwałe wspomnienie z krótkiego zwykle z nią kontaktu.
Z czasem jednak na miejscu małego jej baraczku, zdobionego wewnątrz fotografiami statków, z których rekrutowali się jej znajomi, został tylko pusty plac, a wkrótce w miejscu tym wyrosła duża piętrowa kamienica. Panna Bulak gubiła się powoli w rosnącym mieście i w powodzi konkurencji innych dam, przebywających o tej samej co ona porze pod latarniami reprezentacyjnych arteryj Gdyni. Reglamentacja napływu konkurentek nie udała się.
Raz wprawdzie panie dawno osiadłe w Gdyni pobiły i podrapały przybyłą z zaplecza konkurentkę, ale to tylko uczyniło ją sławną i jeszcze bardziej niebezpieczną.
Klientów było coraz mniej i pieniędzy również.
Panna Bulak próbowała różnych systemów usidlania ludzi. Wieczorami stojąc w blasku szyb wystawowych, robiła oczy do przechodzących obok panów. Uśmiechała się zagadkowo, szeptała zaklęcia wraz ze szczegółami wybitnie niskiej taryfy. Raz nawet spróbowała użyć terroru, pobiła parasolką obojętnego na jej ataki introligatora. Ale nic nie pomagało.
Panna Bulak chwyciła się systemu „dumpingowego” (słowo to brzmiało swojsko, ogromnie jej odpowiadało). Obniżyła stawki, pracowała poniżej kosztów własnych. Przezwyciężyć kryzysu jednak nie mogła. Wreszcie w ubiegłą środę na polu walki z kryzysem zaświtał promień nadziei. Promieniem tym okazał się stary rybak, tak pijany, że panna Bulak zrozumiała od razu, że to lekkie wytrącenie z równowagi poławiacza ryb będzie zrównoważeniem jej prywatnego budżetu. Panna Bulak od razu rzuciła w kąt wszystkie swoje zasady ekonomiczne jak nakręcanie koniunktury, „dumping” i tak dalej, a to, co uczyniła po chwili ze starym rybakiem, stało w jaskrawym przeciwieństwie do zasady ściskania pasa.
Rybak płacił, wymagał i znowu płacił. A panna Bulak zauważyła, że w jego zatłuszczonym portfelu znajduje się pięć nowiuteńkich stuzłotówek i z właściwym sobie zmysłem ekonomicznym obliczyła, że to uczyni 100 razy po pięć, czyli, że posiadanie tej kwoty zapewni jej sto beztroskich wieczorów, licząc taryfę A, 200 - licząc taryfę B.
Kiedy rybak opuszczał gościnne progi panny Bulak, beztroskie wieczory te były już zapewnione.
Niestety, wszystko zawiodło znowu.
Rybak chwiejnym krokiem udał się na policję i z pewnego rodzaju wyrzutem pokazał pusty portfel.
Panna Bulak znajduje się w chwili obecnej już w więzieniu i studiuje, jak dużą kwotę, przeliczoną na wieczory, zapewni jej spodziewany wyrok kilkumiesięcznego utrzymania.
Torpeda 1936, nr 5, s. 4
Kolejne artykuły ukazywać się będą cyklicznie.
Poprzednie odcinki:
OCZY I USZY GDYNI #1: Potomek dumnych Hellenów
OCZY I USZY GDYNI #2: Trumna wróciła do sklepu
OCZY I USZY GDYNI #3: Pirotechnik Negusa z Witomina
OCZY I USZY GDYNI #5: Dewizą moją jest milczenie
OCZY I USZY GDYNI #6: Dwa krajana...
OCZY I USZY GDYNI #7: U progu szczęścia
Miłośników historii Gdyni zapraszamy również do wysłuchania podcastu Biblioteki Gdynia z serii Morskie Opowieści.
Śledźcast #1. Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Początki / K. Chalimoniuk, M.Grzybowski
Śledźcast #2. Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Gdynia skandynawska/ K. Chalimoniuk, B. Hajduk
Śledźcast #3: Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Bigos Obywatelski/ M. Sokołowska, K. Chalimoniuk
Śledźcast #4: Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Gdynia kaszubska/ K. Chalimoniuk, A. Busler