Aktualności OCZY I USZY GDYNI: Dewizą moją jest milczenie
BibliotekaGdynia.pl zaprasza na piąte wydanie cyklu historycznego Oczy i uszy Gdyni, w którym prezentujemy wybrane teksty z wydawanego w drugiej połowie lat 30. XX wieku gdyńskiego tygodnika Torpeda. Artykuły zawierają opisy prawdziwych wydarzeń w humorystycznej, fabularyzowanej formie.
Poprzednie wydanie Oczu i uszu Gdyni zatytułowane jako P.W.K., co w rozwinięciu oznacza Przyjazd Wszystkich Krewnych, opowiada o niezapowiedzianej wizycie bliskich pana Stanisława S. z Redłowa. Jegomość pochwalił się wielkim, sześciopokojowym mieszkaniem w Gdyni, którego w rzeczywistości nie posiadał. Jak się okazało, niedługo później gorzko pożałował swoich przechwałek. Piąty odcinek, czyli Dewizą moją jest milczenie, przedstawia sytuację, która miała miejsce wyjątkowo nie w Gdyni, a na dworcu w Tczewie. Tamże zimny i bezwzględny urzędnik skarbowy dokonywał rewizji eleganckiej damy przed podróżą, będąc święcie przekonanym, że ta może próbować przewieźć coś nielegalnie.
Zbiorem i opracowaniem tekstów zajął się Krzysztof Chalimoniuk – doktor nauk humanistycznych, historyk i bibliotekarz. Znany z naszego facebookowego cyklu Z archiwum Biblioteki Wiedzy, w którym prezentowaliśmy archiwalne artykuły z dostępnej w naszych zbiorach międzywojennej prasy, oraz z prowadzenia licznych prelekcji w bibliotece, poświęconych m.in. historii Gdyni i gdyńskiego portu.
Dewizą moją jest milczenie
— Proszę zgłaszać walory! — rzekł urzędnik skarbowy na dworcu tczewskim, uprzejmie zachodząc drogę eleganckiej damie w kapelusiku z figlarnym piórkiem.
Dama w milczeniu stanęła przed urzędnikiem. Z jej głębokich przepastnych błękitnych oczu przebijała niezłomna niewinność i pewność siebie. Tu niepotrzebne było zgłaszanie walorów; z każdego ruchu, z wyniosłego milczenia przebijały bowiem wielkie walory ducha.
Urzędnik zimnym, suchym ruchem człowieka, który raz pogrążywszy się w szukaniu walorów materialnych, ukrytych w zanadrzu zawodowych szmuglerów, nie czuł już tamtych, drzemiących w czyimś sercu, z urzędową brutalną obojętnością sięgnął do torebki milczącej damy.
Otworzył wykaz osobisty. Wdarł się w tajemnicę jej wieku, jej obywatelstwa, imion jej rodziców i jej domowego ogniska.
Spojrzał na wyniośle podaną kartę ewidencyjną, na której raz tylko jako nikła plamka patriotycznego zapomnienia figurowała wywieziona za granicę do Niemiec suma 75 złotych.
— Ile pani pieniędzy deklaruje? — zapytał urzędnik.
Milcząco z małej czerwonej portmonetki wysypała kilka monet. 3 guldeny gdańskie. Kilka miedziaków dziesięciofenigowych z wąsatą rybą. Delikatny profil kobiecy na srebrnej dwuzłotówce. Lekko brzęcząc uległy monety zimnemu dotknięciu grubego palca urzędnika. Przesunął je fachowym ruchem starego skarbowca po ciepłej, cienkiej skórze, kryjącej maleńką kobiecą dłoń.
— Czeki, weksle, książeczki oszczędnościowe, papiery wartościowe? — wyrecytował pytająco, nie patrząc na rumieniącą się pod ciężarem nieufnych pytań kobietę.
Znów milczący, pełen niewinnego poddania się brutalnej woli urzędnika ruch i znowu cała torebka, kryjąca niejedną tajemnicę kobiecą, niejedno zwierzenie, niejeden list szeroko otworzyło swe wnętrze przed surowym strażnikiem walut.
Zaglądnął znowu do środka. Wyjął nawet lusterko z pochewki. Zajrzał do liliowej koperty.
— Dewizy ma pani? — rzucił znowu z uporem inkwizytora. Znowu milczący ruch jeszcze szerzej otwierający torebkę. Jakby rozpaczliwie pragnący rozewrzeć jej skórzane przegródki, w odpowiedzi na tą nieufność urzędnika.
Jej dewizy?
Ich szukać należało w tych dumnych oczach, w tym niewzruszonym milczeniu.
— ,,Moją dewizą jest milczenie, uległość i duma!” — zdawało się bić ze wpatrzonych w urzędnika oczu, z lekko wydętych przez oburzenie policzków.
Urzędnik spuścił oczy. Zrozumiał.
— Wesołych świąt! — rzekł, łagodniej ręką wskazując wyjście.
— Trudno, to obowiązek — dodał po chwili, jakby przepraszając za te chwile upokorzenia.
Oczy kobiety nabiegły łzami. Coś ścisnęło gardło. Poczerwieniała, tłumiąc łkanie. I nagle dźwięczne kichnięcie srebrnym echem zabrzmiało w pustym przejściu kontrolnym.
— Na zdro... - zaczął wzruszony urzędnik.
Ale słowa zamarły mu w krtani. Z karminowych usteczek przeziębionej, milczącej damy z lekkim szelestem ukazał się jakiś papier. Między białymi ząbkami mignęła twarz zwycięzcy spod Racławic. Tadeusz Kościuszko w całej okazałości reprezentacyjnej miniatury, wplecionej w ornamenta stuzłotowego banknotu wyjrzał z niewinnych czeluści podróżującej damy.
— Sto złotych! — warknął urzędnik i wprawnym ruchem, delikatnie wyginając palce, jakby wyciągając cukierka z wąziutkiej torebki, sięgnął po następną podobiznę narodowego bohatera, nieco wprawdzie zwilżoną i zmiętoszoną.
Publiczność na dworcu przystanęła zdumiona niezwykłym przebiegiem rewizji walutowej, a grube palce urzędnika wyciągały tymczasem złożone w delikatne kwadraciki bilety Banku Polskiego.
I nagle, gdy ostatnia żółtawa dwudziestozłotówka znalazła się na urzędowym stoliku, dama przemówiła.
Przemówiła zresztą bardzo nieładnie i nawet, można powiedzieć, ordynarnie.
Torpeda 1937, nr 1, s. 4
Kolejne artykuły ukazywać się będą cyklicznie, co trzy tygodnie. Towarzyszy im dodatkowy, facebookowy cykl, w którym przedstawiamy satyryczne ilustracje z Torpedy, opisujące gdyński krajobraz społeczno-polityczny połowy lat 30. XX wieku.
Poprzednie odcinki:
OCZY I USZY GDYNI #1: Potomek dumnych Hellenów
OCZY I USZY GDYNI #2: Trumna wróciła do sklepu
OCZY I USZY GDYNI #3: Pirotechnik Negusa z Witomina
Miłośników historii Gdyni zapraszamy również do wysłuchania podcastu Biblioteki Gdynia z serii Morskie Opowieści.
Śledźcast #1. Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Początki / K. Chalimoniuk, M.Grzybowski
Śledźcast #2. Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Gdynia skandynawska/ K. Chalimoniuk, B. Hajduk