Anatomia obcości

To właśnie ta chwila, kiedy pedałuję szybko, szybko.

„Anatomia obcości” Andrei Portes nie jest książką miłą, puszystą i utrwalającą w nas jakikolwiek stereotyp nastoletniej bohaterki. Anika nie należy do osób, z których powinniśmy brać przykład. Jest złośliwa, popularna, ale nie pozbawiona empatii, jest samozwańczym “mieszańcem” i siostrą czwórki rodzeństwa. Nie boi się mówić o drażliwych tematach, często w sposób, jaki damie na pewno nie przystoi. I przez to jej zapiski wydają się szalenie autentyczne. A także – przezabawne.

Historia wydaje się prosta. Dziewczyna z małego miasteczka zaczyna się interesować przystojnym outsiderem. Tylko nikomu o tym nie może powiedzieć. W pracy jej szef zatrudnia czarnoskórą pracownicę, jednocześnie na każdym kroku demonstrując rasistowskie uprzedzenia. W domu Anika nawet nie szuka wspólnego języka z większością rodziny.

Od początku wiemy, że już za chwilę coś się wydarzy. Że coś pójdzie nie tak. I kiedy nastaje – uderza z pełną parą. I jeśli akurat czytamy „Anatomię...” w komunikacji miejskiej i zaczynamy ryczeć jak bóbr, to... no cóż.

Naprawdę warto “Anatomię obcości” przeczytać. Choćby po to, żeby poznać perspektywę tych rzadziej obsadzonych w roli narratorki nastolatek.