Aktualności OCZY I USZY GDYNI: Dwa krajana...
BibliotekaGdynia.pl zaprasza na szóste wydanie cyklu historycznego Oczy i uszy Gdyni, w którym prezentujemy wybrane teksty z wydawanego w drugiej połowie lat 30. XX wieku gdyńskiego tygodnika Torpeda. Artykuły zawierają opisy prawdziwych wydarzeń w humorystycznej, fabularyzowanej formie.
Poprzednie wydanie Oczu i uszu Gdyni zatytułowane jako Dewizą moją jest milczenie, przedstawia sytuację, która miała miejsce wyjątkowo nie w Gdyni, a na dworcu w Tczewie. Tamże zimny i bezwzględny urzędnik skarbowy dokonywał rewizji eleganckiej damy przed podróżą, będąc święcie przekonanym, że ta może próbować przewieźć coś nielegalnie. Szósta część cyklu, zatytułowana Dwa krajana..., to sprawa wydziału karnego gdyńskiego Sądu Okręgowego z przewrotnym finałem. Napisana jest w zabawnym stylu, porównywalnym do tego z Konopielki Edwarda Redlińskiego. Pochodzący z Wilna Józef Piwnicki oskarżony jest tutaj o dokonanie napadu rabunkowego na 52-letniego urzędnika komisariatu rządu w Gdyni.
Zbiorem i opracowaniem tekstów zajął się Krzysztof Chalimoniuk – doktor nauk humanistycznych, historyk i bibliotekarz. Znany z naszego facebookowego cyklu Z archiwum Biblioteki Wiedzy, w którym prezentowaliśmy archiwalne artykuły z dostępnej w naszych zbiorach międzywojennej prasy, oraz z prowadzenia licznych prelekcji w bibliotece, poświęconych m.in. historii Gdyni i gdyńskiego portu.
Dwa krajana...
Wydział kamy gdyńskiego sądu okręgowego, w trzyosobowym komplecie, rozpoznawał onegdaj sprawę niezwykle ciekawą i wymowną. Otóż niejaki p. Józef Piwnicki, rodem z Wilna — zasiadł na ławie oskarżonych pod zarzutem dokonania napadu rabunkowego na urzędnika komisariatu rządu w Gdyni, 52-letniego p. Stanisława Jagodę.
— Obrabował mnie, proszę wysokiego sądu — żalił się poszkodowany. — Ja szedłszy sobie ulicą w stanie, że tak powiem tego, a tu raptem, znaczyt sję spod muru, przystąpiwszy do mnje ten ów oskarżony. Było już ciemno a na ulica pusto. Ten ów pan Piwnicki poprosiwszy mnie grzecznie ale stanowczo, o portmonietkę, zegarek, chusteczkie z bokowego kieszenią i ćoś tam jeszcze. Tak ja dałem, znaczyt się z musu. Czy wysoki sąd by nie dał? Ów opryszka zażądał mego płaszcza. Tak mnie się żal zrobiło, bo mam tylko jedno i jeszcze nie jest zapłacone.
— Myśle ja sobie: źle! Palto czort wezmje. Tak ja do głowy po rozum. A że jestem ź Wilna, po akcencie poznawszy, że ów pan bandyta też samo ź Wilna. Tak ja powiedziawszy: „braciaszku moj miłyj, taż ty ź Wilna? A on mówi: — Dawaj skoriej paltocik, już nie mogu marznąć dlatego, że my ź Wilna”.
— Taż ja wjem o tem — odpowiedziawszy ja grzecznie.— I chce ja tobie to paletko podarowawszy i radby z krajanem wypić na znajomość. Wypić znaczyt sję i zakąsić. I może nie tyle zakąsić ile wypić. Taż — powiedziawszy ja — chodź braciaszku do mego mieszkanja tuż niedaleczko, taż wypijem, źjem znaczyt się pod te nasze litewskie kiełbasa i rozstaniem sje jak dwa krajana. No i ten ów bradjaga poszedł ze mną. Ja wiedziawszy, że u mnie są ludzia, nu i że oni nie dadzą mego palta, bo ono nie jest jeszcze zapłacone. Tak on sie zgodził i my poszli. W czasie drogi ja opowiedziawszy o znajomych stronach, znaczyt sie, że każdy lubi o swoja okolica rozmawiać.
— Potem ja otworzywszy drzwi, a ten ów p. braciaszek uciekłszy...
Dalsze zeznania składał oskarżony. Były one tak rewelacyjne, że zadziwiły sędziów.
— To nje tak bywszy — przerwał Piwnicki oburzony — on, znaczyt się zełgał. To prawda, że my krajany i ź Wilna, ale my razem jesteśmy kolegi, a on chodził ze mną na złodziejkę. Taż on taki sam złodziej jak i ja. Niech wysoki sąd zajrzy jemu do kieszenia, a na pewno znajdzie u niego wytrych...
Po wielkiej konsternacji, jaka po tem wyjaśnieniu zapanowała, przewodniczący zwrócił się do poszkodowanego.
— Czy to prawda, że świadek ma wytrych?
— Tak, wysokij sądzje. Jaż mam wytryszek taki malenieczki, bo jaż zgubiwszy klucz od mieszkania.
— My razem „pracujemy” już od 1920 r.— przerwał oskarżony. — I to jeszcze ź Wilejki. On się wypiera kolega, bo dziś jest urzędnikiem — dodał z goryczą p. Piwnicki. — Ale niech sąd jemu nie wierzy, jaż mówie swięta prawda.
Już, już prokurator miał wstać i zażądać aresztowania poszkodowanego na sali sądowej, gdy przewodniczący zapytał:
— Ile oskarżony ma lat?
— Dwadzieścia dwa.
— Więc już w siódmym roku życia oskarżony znał się z świadkiem?
W tym miejscu wtrącił się poszkodowany.
— Taż on widzjał, że ja otwarłszy mieszkanje wytrychem, a jak on miał siedem lat, to ja miał już trzydzjeści i sześć.
Sytuacja się wyjaśniła, a manewr złodzieja, któremu udowodniono niepoprawną recydywę, nie uchronił go od trzyletniego więzienia.
Torpeda 1936, nr 2, s. 4
Kolejne artykuły ukazywać się będą cyklicznie, co trzy tygodnie. Towarzyszy im dodatkowy, facebookowy cykl, w którym przedstawiamy satyryczne ilustracje z Torpedy, opisujące gdyński krajobraz społeczno-polityczny połowy lat 30. XX wieku.
Poprzednie odcinki:
OCZY I USZY GDYNI #1: Potomek dumnych Hellenów
OCZY I USZY GDYNI #2: Trumna wróciła do sklepu
OCZY I USZY GDYNI #3: Pirotechnik Negusa z Witomina
OCZY I USZY GDYNI #5: Dewizą moją jest milczenie
Miłośników historii Gdyni zapraszamy również do wysłuchania podcastu Biblioteki Gdynia z serii Morskie Opowieści.
Śledźcast #1. Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Początki / K. Chalimoniuk, M.Grzybowski
Śledźcast #2. Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Gdynia skandynawska/ K. Chalimoniuk, B. Hajduk
Śledźcast #3: Morskie opowieści - rozmowy o Gdyni. Bigos Obywatelski/ M. Sokołowska, K. Chalimoniuk